2013|08|24
O festiwalu, wyjątkowości Świnoujścia i spontaniczności opowiada fotograf i dziennikarz Sławomir Ryfczyński.
„Famiasto”: Gdyby miał Pan wymienić pięć największych walorów Świnoujścia, to co w pierwszej kolejności przychodzi Panu do głowy?
Sławomir Ryfczyński: Na pewno żywioł wody. Świnoujście to wyspa otoczona z jednej strony Zalewem Szczecińskim, a z drugiej Bałtykiem. Jeśli wyspa, to wynikająca z niej odrębność, wyjątkowość. Wyspę Uznam lub Usedom zamieszkują zarówno Polacy jak i Niemcy, a więc współpraca, kompromis. Oczywiście piękno 44 wysp, no i najciekawszy walor czyli coroczna FAMA.
Towarzyszy Pan festiwalowi od lat. Jak się Panu współpracuje z organizatorami całego przedsięwzięcia?
Dobrze i żywiołowo, choć czasami nieszablonowo i nieprzewidywalnie.
Czy jako baczny obserwator jest Pan w stanie określić konkretny kierunek w którym FAMA ewoluuje?
Myślę że FAMA zmienia się tak, jak zmienia się świat ją otaczający, festiwal staje się coraz bardziej profesjonalny, mam nadzieję, że nigdy nie będzie komercyjny. Choć czasami trochę mi żal dawniejszej spontaniczności.
W przestrzeni miejskiej wyraźnie zarysowane są działania sekcji animacji kulturalnej. Jak te inicjatywy odbierane są przez mieszkańców miasta?
Bardzo dobrze, choć docierają do mnie głosy, że zbyt mało czasu poświęcacie mieszkańcom Świnoujścia. I przydałoby się więcej akcji w miejskiej przestrzeni, aby FAMA była bardziej widoczna.
Czy w przeciągu tych lat były jakieś wydarzenia, które szczególnie zapadły Panu w pamięć?
Zeszłoroczne koncerty, które łączyły w sobie elementy muzyki klasycznej i tradycyjnej, wyjątkowo przypadły mi do gustu. Choć mogły być lepiej rozreklamowane.
Rozmawiały: Joanna Figarska, Monika Stopczyk
Fot: Anna Ryfczyńska